Znalazłem plecak, który ktoś wyrzucił. Zamek się rozpruł. Przed wyrzuceniem właściciel zdemolował mocowania, więc trochę roboty było, ale wyszło świetnie i mam solidny plecak z panelowym systemem troczenia.
Rozpruty zamek głównej komory:
Szyjemy „fastrygą”, dokłanie, co piąte wbicie zabezpieczając ścieg:
Nici „pancerne” i śliskie, z jedwabiu poliestrowego, Ariadna Tytan 60.
I z powrotem, uzupełniając fastrygę do stębnówki. Potem taką samą metdą drugi rząd, jak w zdrowej części zamka:
Oryginalne troczki (oliwkowe) i dokupione (te bardziej zielone):
Różnica w jakości widoczna:
Oryginał ze sprężystego ABS-u abo czegoś podobnego. W pasmanterii były tylko takie dziady chyba z polietylenu. Czarne za 2,5 złotego, zielone za 3,5. Takie jak w plecaku były w oryginale, kosztują w pasmanterii „taktycznej” dychę albo więcej, w pasmanterii „dla pań i panów domu” usłyszałem, że takich drogich to nikt by nie kupił. Te, które mieli, to były dopiero drogie. Stosunek jakość/cena bliski zeru. Ale zaryzykowałem, karimatę i polara powinny utrzymać.
Wydatki - 14 złotych na spinki i 4 złote za nić.
Robota - 4h
Z końców szelek wyprułem pozostałości pocietych mocowań spinek:
Troczki poucinałem i posegregowałem taśmę. Najdłuższe dwie poszły na szelki.
Doły szelek po docięciu resztki:
Nasady szelek przeszyte (zaczęły się odpruwać):
Uzupełnione taśmy ściągające (te ciemne) - oryginalne przeznaczyłem na boczne troczki:
Troczki boczne sztukowane z tego co zostało. W prawe wszyłem gumy z szelek z wojskowych spodni, dzięki czemu mam elastyczne troki pod karimatę: