Trzy numery za duże kalosze piankowe przewyższają właściwościami każdy but trekingowy. Wbrew pozorom noga z nich nie wypływa, ważą tyle co podeszwa od treka, bród do 40cm im nie straszny. I można się nabijać z rozmów w schronisku, jakie to sobie ludziska buty pokupowali, patrząc jak szukają miesca żeby je wysuszyć. Kalosz ma jednak jedną wadę. Zawsze coś do niego wpada, podpite piętą - mały kamyczek, trochę błota, piasek, śnieg. Rozwiązaniem są stuptuty.
Nie ma w sprzedaży takich, które ogarną kalosze. Nie są mi potrzebne taśmy pod piętę, jakie występują w normalnych stuptutach. Miałem resztki stylonu i jeden zamek. I najważniejsze - lubię czasem szyć chociaż nie umiem. Wystarczyło dokupić drugi zamek i stopery gumek, wyciągnąć z pudełka z „długimi rzeczami” rzep z odzysku, gumkę. Ponieważ stuptuty na kalosze spokojnie można zakładać bez rozpinania (na nogę, potem kalosz), zamki i rzepy nie muszą być YKK i Velcro. Wystarczą zamki marki „zamek” i rzepy marki „rzep”. Zamka używa się bardzo rzadko, np. jeśli trzeba zdjąć bardzo ubłocone obuwie i stuptuty nie brudząc skarpet.