Krótka historia tego pojazdu:
W 2014 roku weszła w życie nowelizacja ustawy o kierujących pojazdami, w związku z którą cała rzesza kierowców samochodów rzuciła się na zakup motocykli o pojemności 125 cm3. Wśród nich był Roman. Samochodu gość nie ma (bo i po cholerę, nie każdy musi) i stanął przed problemem przewiezienia czegoś na działkę. Chciał, abym mu wykonał przyczepkę do motocykla. Ale jak zobaczył moje zbokowozy to się zakochał, też zapragnął dać kosza swojemu chińskiemu „Junakowi”.
Ustaliliśmy kilka szczegółów, nazwę modelu Junak 121 WB :), rozwiałem wątpliwości co do możliwości 125 z wozem (sam jeżdżę) i dostałem wolną rękę w sprawach technicznyh, dzięki czemu całość projektu wyszła spójna i porządna, bez walki z kretynicznymi rozwiązaniami podpowiedzianymi przez szwagra itp. przeszkodami.
Edit: W dwa lata przejechał 30 tysięcy km, także zimą, i wciąż się nie psuje.
Zakupiłem (lub posiadałem) następujące składniki:
Była w opłakanym stanie. Ktoś nią chyba woził płyty chodnikowe bez użycia choćby koca, dziur w dnie łod groma:
Zacząłem więc od jej renowacji. Blacha wspomagana bandą 121 nitów spięła całość dna:
Blacha cynkowana sezonowana, wyszczotkowana i pokryta odpowiednim środkiem. Dno od środka uzupełniłem laminatem szklano-poliestrowym.
Brat ją na końcu wyszlifował, napsikał kilka warstw różnych specyfików, w międzyczasie jeszcze szlifując, szpachlując i czekając aż kolejne pokłady chemii zaschną, zasieciują, stwardnieją, zwiążą i tak dalej. Brr. Dobrze, że mam kogoś, kto lubi taką dłubaninę. W tym czasie zająłem się mechaniką.
Ramę wykonałem jako kompilację rozwiązań prawdziwej Junaczej, Suma, wozów ruskich. I własnych doświadczeń, skutkiem czego poszła do góry o 10 cm w porównaniu do przeciętnej przy małym motocyklu. Może swoją w końcu też zawieszę wyżej. Taak… jak to mówią Kostarykańczycy - w domu kowala nóż jest wykonany z kija. Wahacz usztywniłem, przerabiając jednocześnie na jednostronnie amortyzowany. Wyjątkowo proste i skuteczne rozwiązanie zawieszenia go na osi (tuleje z rury polipropylenowej na szlifowanej osi) pozostało. To będzie już piąty rok pracy bez śladów zużycia. Błotnik zaopatrzyłem w ścianę od strony wozu.
Rama:
I z drugiej strony, przymiarka wanny:
I z przodu:
Mocowanie tylnego górnego zastrzału. Rura spinająca całość ramy, przez tę rurę docelowo przechodzi śruba oczkowa (mój wyrób) M12x240.
Tylne dolne mocowanie. Wykorzystałem jak zwykle mocowanie podnóżka pasażera. Dodałem trzecią, pionową rurę spinającą węzeł z punktem tylnego-górnego mocowania oraz zastrzał-most spinający ramę, przechodzący przed błotnikiem koła i usztywniający w kierunku bocznym:
Gmol będący jednocześnie przednim-dolnym punktem mocowania, gmolem samym w sobie i częścią ramy pomocniczej usztywniającej ramę motocykla. Jako tylne punkty mocowania ramy pomocniczej wykorzystałem oryginalne podnóżki. Patent wykorzystałem pierwszy raz w szkoleniowym zaprzęgu na bazie Suzuki GN 125, którego Junak jest dość wierną kopią.
Mocowanie śruby oczkowej przedniego-górnego mocowania. Rama w tym miejscu wymaga ingerencji, ale sposób zamocowania jest już przeze mnie sprawdzony w innych konstrukcjach:
Pierwsza przymiarka ramy wózka do motocykla:
Nie wymaga szerszego omówienia. Pancerz linki jednym końcem jest zamocowany do wahacza zbokowozu przy ramieniu sterującym prawym bębnem. Drugim do oczka w zaczepie pośrednim tylnego-dolnego mocowania. Do dźwigni hamulca tylnego przy cięgnie sterujacym tylnym bębnem, dorobiłem oczko, w które wczepiłem hak dokręcony do linki. Proste, skuteczne, zmodyfikowana wersja rozwiązania użytego m.in. w Jawie 350.
Ot, kilka desek, żeby dno nie zaliczyło powtórki z historii starożytnej (wóz Flintstone'a). Tu w trakcie przymiarki:
Przed pierwszą jazdą. Fotel jest mój, pożyczyłem go właścicielowi zaprzęgu „aż sobie zrobisz klapę”:
Przednia lampa pozycyjna wozu jest trochę „nie od kompletu” i świeci na asfalt, ale tak ma być. Doposażona w żarówkę 10W zamiast 5W, trochę doświetla drogę przed wozem, co jest szczególnie przydatne początkującemu, nieprzyzwyczajonemu do nowej szerokości. Niestety, w Polsce wyposażenie wózka w światło mijania i drogowe jest zabronione, to trzeba sobie radzić.
I obok mojego zaprzęgu (będącego ilustracją do powiedzenia o bosym szewcu):
W tym właśnie momencie Roman musiał się nauczyć prowadzić zaprzęg. Jak każdy początkujący koszowiec (poza jednym talentem, którego znam), Roman cudem nie władował się w bramę. Kosz nie reaguje na przeciwskręt, chce się unieść w prawym skręcie i ma tendencje to robienia rzeczy, które solowemu motocyklowi nie wpadłyby do głowicy. W zasadzie uczysz się jeździć od nowa. Po godzinie prób, wyjechaliśmy na nieuczęszczaną drogę ćwiczyć takie podstawy jak ruszanie, zmianę biegów, hamowanie z kontrą, włączanie się do ruchu i niejeżdżenie wozem po poboczu. Jeszcze tego samego dnia powrót ze Śląska pod Warszawę. Pierwsze pół drogi upłynęło na klęciu na siebie (taki stary a na taki durny pomysł wpadł z tym koszem) i na mnie (że go nie odwiodłem). Drugie pół, wedle porannego raportu - „jakbym się w zaprzęgu urodził”.
Miesiąc później na after party zlotu Rometa 2015:
Wcześniej jednak, mając mój fotel, przewiózł swą damę w koszu, co poskutkowało pomysłem dorobienia fotela dla niej. Gotowy fotel biurowy pozbawiony nogi, skóropodobny. Lepszy niż skóra, bo odporny na deszcz. Dorobił też sobie wspaniałe, wygodne, jednoosobowe siodło:
W 2016 roku do gondoli wózka dorobiłem bagażnik do troczenia np. karimaty