Tutaj spisuję co dotychczas uwarzyłem. Zacząłem „łagodnie”, od nastawienia tzw brewkitu (nachmielony ekstrakt - dodaj wodę i drożdże). Dobry start aby opanować procedury związane z zachowaniem czystości, fermentację, butelkowanie. Brewkity można tez „tuningować”, dochmielać, przyprawiać, więc też jest z nimi trochę zabawy, a na pewno wyjdzie lepsze niż to co całymi paletami puszek zalega półki sklepowe. Potem zrobiłem parę piw na gotowym ekstrakcie słodowym (zatartym przez producenta) samemu chmieląc i korzystając z drożdży po poprzednich warkach. W końcu jednak trzeba zacząć zacierać i zaczyna się zabawa - zapach słodu, sterowanie parametrami ekstraktu przez odbór czasu poszczególnych kroków zacierania, filtracja. Z początku zacierałem w opcieplonym fermentorze z fałszywym dnem, ale to sprzęt do zacierania na zw. lenia (jednotemperaturowo) lub dekokcyjnie. Do zacierania na dwa-trzy kroki, z wygrzewem (mashout, przetrzymanie w 80*C) to się niezbyt nadaje. Dużo roboty, niska wydajność (dużo cukrów zostaje w młócie) i kłopot z podgrzewaniem do kolejnych tzw. przerw - zawsze idzie wolniej niż wymaga tego piwo. W końcu postanowiłem zbudować pełnoprawny półautomatyczny mikrobrowar.
Większość piw dostaje nazwy związane z muzyką, inspirowane ich właściwościami lub wpadkami przy warzeniu.
do uzupełnienia z notatek z browanego zeszytu.
Podstawowy zasyp Pale Ale, chmiel Lubelski, rozdzielone na dwie warki. Chodziło o sprawdzenie, jaka będzie różnica pomiędzy chmieleniem części brzeczki (#6.1) i całej objętości (#6.2). Miały być dwie porcje gotowane w identycznych warunkach. Niestety w którymś momencie gotowania padł palnik gazowy i żaby dokończyć warzenie, wspomagałem się palnikiem … spawalniczym, co przyjarało brzeczkę i dodało karmelowych nut. Nazwa poznańskiej kapeli idealnie pasuje do tego przypadku.
Planowane jako Double IPA, jednak podczas warzenia wystąpił szereg błędów i katastrof, z których największą było pęknięcie chłodnicy i rozrzedzenie brzeczki z jednoczesnym wychlapaniem jej części z kotła. Nazwa pochodzi od klasyka belgijskiego New Beatu - kapeli znanej głównie z utworu Tanzen.
Za naprawę motocykla wydębiłem od kolegi dwa nierdzewne kegi po 30l, z których chciałem wybudować mikrobrowar niestety z zawartością - 60l Żywca, który przy przygotowywaniu kegów do nowej roli trzeba było wylać nie rozbryzgując po warsztacie. Wypić ciężko (jeszcze nie to stadium alkoholizmu) a wylać żal. Postanowiłem wykorzystać pozyskany przy demontażu płyn jako bazę do „uwarzenia” hybrydy lager-ale. ( receptura i wyniki)
z kilku chmieli i chmieleniem na zimno
lekki SMaSH (Pale Ale + Citra)
Eksperymenty i początki.
Po prostu brewkit, na którym poćwiczyłem pilnowanie temperatury dla drożdży i butelkowanie. Smaczne piwo.
Brewkit Master Pint IPA, zamiast wstawiony z glukozą/cukrem/syropem na 23 l, został bazą na 10 litrów wściekle gorzkiego wynalazku aromatyzowanego skórkami z cytrusów. Obrałem cytrynę, dwie limonki i grejpfruta, razem z tzw. albedo (ta biała warstwa spod skórki), zalałem 50 ml wódki i po dwóch tygodniach macerowania wlałem do jeszcze ciepłej brzeczki. Efektem było ptrzesadnie gorzkie (choć smakowało wszystkim) i niezwykle aromatyczne jasne piwo w stylu Kundel IPA. Efekt jaki chciałem uzyskać ze skórek, zgodny z planem, utrzymał się przez jakiś miesiąc. Potem włamały się zapachy mydlane, pochodzące od przeleżałego albedo.