Spis treści

Walka z korozją i klasyczne błędy amatorów

Każdy dłubiący w stali, w końcu spotyka Rudą Bestię. Żeby odłożyć to spotkanie w czasie, a z ewentualnych potyczek wyjść zwycięsko, używamy wszelkich magicznych specyfików, w desperacji sięgając po ciężki arsenał. Poniżej krótkie opisy środków, które miałem okazję wypróbować, wraz ze szczerymi opiniami na ich temat. Podzieliłem je według rodzajów i przeznaczenia, uwzględniając kilka popularnych mitów

Zdzieramy rdzę

Piaskując, młotkując (kiepskie ale cóż robić), papierem ściernym, tarczą do szlifowania, listkową. Tylko nie szczotką… Szczotka zedrze większość rdzy, ale resztki wetrze w stal, częściowo zacierając je stosunkowo miękką stalą. W dodatku bardzo wygładza powierzchnię. W ten sposób gwarantujemy sobie korozję podpowłokową i słabą przyczepność powłok. Gratulacje. Agresywną szczotkę jak najbardziej możemy zaprząc do roboty, jeśli trzeba zrzucić podkłady rdzy, ale tylko jako wstęp przed mteriałami ściernymi. Na przykład jeśli mamy słabą piaskarkę. Zeszczotkować, a elekt pracy szczotki usunąc i zmatowić „piaskiem”.

Przy okazji - twarda agresywna szczotka na szlifierce kątowej fantastycznie wygładza ostre krawędzie, kaleczące końcówki odcinanych elementów itp. Często zamiast pilnika używam szczotki, uzyskując narożniki zewnętrzne o stosunkowo dużym promieniu (z pół milimetra i więcej), z których znacznie trudniej niż z ostrych krawędzi, odpada powłoka. Oczywiście potem idą w ruch materiały ścierne.

Środki antykorozyjne

Nakładanie

Z racji powszechności w warunkach warsztatowych i amatorskich natrysku hydrodynamicznego problem nie istnieje. No dobra, do dyspozycji mamy natrysk powietrzny (rzadziej) i nakładanie ręczne. Dwie ważne uwagi:

  1. za gruba warstwa to błąd. Szczególnie na etapie schnięcia lub sieciowania, oprócz nieestetycznych zacieków zapewniamy sobie skurcze i słabsze przyleganie
  2. narożniki wewnętrzne nie są pokrywane przez natrysk. Chmura rozpylonej farby i powietrza pod ciśnieniem omija narozniki, ponieważ cząsteczki farby tracą rozpęd. Nie wymyślono niczego lepszego niż pędzel (co nie znaczy grubo). Nawet w profesjonalnej robocie na stoczni czy dużych obiektach, dobra ekipa czasem użyje pędzla choćby karta produktu i procedura mówiły wyłacznie o natrysku. Jest to tajemnica Poliszynela i przy badaniach grubościomierzem po prostu narożniki się omija. Nie jesteś w stanie nałoży 150 mikrometrów w narożniku. Ani natryskiem (ominie 2-5mm jedynie lekko napylając) ani pędzlem (wyjdzie grubiej niż w zamówieniu), ale pędzlem i tak lepszy efekt. Głowny technolog jest jak spawalnik - rzetelny wie o pewnych zjawiskach omijanych w karcie produktu, a głupka się nie zapoznaje ze szczegółami tylko robi zgodnie ze sztuką.

Ochrona katodowa i podkłady

  1. Król pigmentów antykorozyjnych. Minia, ale __ta prawdziwa minia_ czyli tlenek ołowiu (glejta ołowiana). Pomarańczowy proszek, po zmieszaniu z pokostem lnianym tworzyła sieciującą, doskonale przylegającą powłokę, pasywującą żelastwo element przez kilkadziesiąt lat. Do dzisiaj właściwie nie wymyślono dobrego zamiennika od minii (oficjalnie niedostępnej) i mas bitumicznych, tych śmierdzących. Rama UAZa pomalowana tym fabrycznie, słupki płotu wkopane przez dziadka w latach 90 - odnawianie tych elementów okazało się niepotrzebne po kilku dekadach. Niestety, ale prace przy zabytkach czasem robi się metodami zabronionymi (m.in. antykorozja ramy i trwałe chomy) a później przy dodatkowych pracach po takim solidnym zakonserwowaniu wdychasz pył ze związków ołowiu. Z minią jest/był duży problem. Jest OKRUTNIE TOKSYCZNA. Używano jej nawet jako ochronę statków przed zarastaniem poniżej linii wody. Słupki płotu nią zakonserwowane trują nasz ogródek przez dziesiątki lat. Smacznego.
  2. Cynk/alucynk/aluminium w sprayu. Świetne rozwiązanie na stojące konstrukcje, do uzupelniania powłoki cynkowej zdartej narzędziami lub odparowanej jeśli nie przygotowano własciwie miejsca do spawania. Działa tak jak cynkowanie. Niższy od żelaza potencjał standardowy alu/cynku powoduje, że korozja wpierw „zjada” powłokę a nie stop żelaza - tak w skrócie. Wada - w porównaniu do cynkowania, spray ma pomijalnie małą odporność mechaniczną. Nie działa nałożone na „dym spawalniczy” - spoina musi być wyczyszczona i odtłuszczona
  3. związki fosforu, pył aluminiowy - można mieszać z farbami lub kupić gotowe mieszanki Znakomita ochrona przed pełzającą korozją podpowłokową
  4. „podkład miniowy” czyli kiepskie farby alkidowe w zbliżonym do minii kolorze. Stworzone dla ludzi bez wiedzy, którym ten kolor kojarzy się z antykorozją. Żaden porządny system powłok/farb nie jest barwiony na ten kolor (ani też nie jest dostępny w markecie dla zwykłego „mumina”, więc problem jest marginalny). Wyjątkiem są farby do zastosowań transporowo-magazynowch. Barwione na ten paskudny kolor właśnie po to, aby czlowiek znający się na rzeczy wiedział, że należy taką konstrukcję/element wypiaskować i nałożyć antykorozję. Powtórzmy: „Tlenkowy czerwony” bo tak oficjalnie nazywa się ten kolor, to kolor lamerskiej pseudoantykorozji dla konsumenta, czego na opakowaniach ceglastych farb oczywiście nie piszą. OMIJAĆ

Trawienie i wiązanie rdzy

Trawienie

Metody elektrolityczne już dawno zarzuciłem po dokonaniu pewnego odkrycia. Do trawienia rdzy (i cynku przed spawaniem) w warunkach domowo-warsztatowych znakomicie nadaje się rozrzedzony kwas siarkowy, czyli … elektrolit do akumulatorów ołowiowych. Dostępny w handlu albo wylany ze zdechłego akumualtora. Najlepiej przechowywać go w polietylenowej bańce (np 5l po płynie do spryskiwaczy) a elementy trawić w wanience zrobionej np. z położonego płasko takiego zbiornika z odciętym jednym bokiem. Kwas siarkowy radzi sobie nawet z zaawansowaną wżerową korozją. Godzina, w skrajnych przypadkach doba i mamy czystą stal. Większe elementy trawię kompresem ze szmat nasączonych roztworem kwasu. Używając kwasu siarkowego bezwzględnie musimy pamiętać o dwóch rzeczach:

Wiązanie

Do wiązania powierzchniowej korozji (tylko nalotów, po starciu pylącej rdzy) służą taniny z kory dębu, roztwór dostępny w handlu jako Cortanin. Zmienia nalot rdzy w dość szorstki, fioletowy podkład, który potem najlepiej jeszcze przetrzeć i odpylić. Żelaza nie rusza, więc miejsca nieskorodowane należy dokładnie oczyścić z Cortaninu. Środek dostępny również jako składnik epoksydowych magicznych bełtów, np Brunox. Niestety w tej formie nie działa. Musi mieć czas i warunki aby zareagować z rdzą, czego pod warstwą epoksydu nie ma. Równie dobrze można rdzę pomalować samym epoksydem lub podkładową „farbą miniową”.

Cortanin spowolni postęp korozji. Wiąże i zatrzymuje rdzę (powtórzmy - tylko naloty) ale niestety stanowi słabą mechanicznie powłokę. W przypadku pojazdów, dowolna powłoka nałożona na fioletowy wynik pracy Cortaninu, po prostu odpadnie. Do ratowania np. wiaty, znakomity wynalazek. Ratunkowo, jeśli np. będziemy robić cały element za kilka miesięcy, można użyć również na blacharce.

Farby

Odsyłam do moich notatek na temat farb.

Środki do podwozi, smary, mazidła

„Gęstą maź gęsto kładź, Ruda Bestia musi paść” (mantra-szanta by kolega Krzysztof podczas konserwacji Tico)

Nie jest tego wiele, głównie produkty BOLL. Nie jest to kryptoreklama a wynik dobrego doświadczenia z nimi. Zacznę jednak od najstarszych środków, jakich używałem