Czajnik-piec Survival Kettle
Producent tego niecodziennego urządzenia, na forum tactical.pl urządził akcję promocyjną pod tytułem „Wędrujący czajniczek”. Kolejni użytkownicy dostają „przechodni” egzemplarz na jakiś czas aby móc go wypróbować, w zamian należy opublikowac recenzję na swojej stronie, blogu, forum. Do mnie czajniczek miał trafić jesienią, ale to taki ciekawy sprzęt, że każdy choć trochę chce go potrzymać i test wypadł na początku stycznia. Szkoda, bo czajniczek ominęła niezła impreza górska na 200 osób.
Nie ma tego złego, test odbył się w pięknej scenerii założonego na szybko z wtorku na środę, hamakowego obozu:
Tak wygląda cały zestaw po wyjęciu z pokrowca. Gwizdek chyba dołożony przez któregoś z użytkowników, bez gwizdka kiepsko:
Nakładamy czajnik, którego wewnętrzne ścianki stanowią komin pieca:
I odczekujemy jakieś 10 minut, dokładając chrustu jak wścieknięci, aż litr wrzątku objawi się gwizdaniem:
Opis i wrażenia
Zamiast czajnika, na palenisku możemy postawić patelnię. Jeszcze lepszy efekt daje użycie nakładki na komino-czajnik, montowanej na górze i wyglądającej jak przeciętne podpórki od kuchenki gazowej. Ogień, ŁOGIŃ!, grzeje naszą patelnię/garnek aż huczy. Na palenisko lub nadstawkę mamy do wyboru jeszcze blaszkę pełną lub nacinaną, w zależności od tego co i jak chcemy grzać. Wszystkie akcesoria z wyciętym laserowo logiem SK. Ładne, trwałe, ciężkie. Brakuje jakiegoś patentu żeby lekko unieść czajnik nad paleniskiem, dwa druty średnicy 2mm, wsadzone między rant dna czajniczka a rant paleniska, sprawdziły się znakomicie. Taka szpara bardzo zwiększa ciąg i przyspiesza gotowanie. Urządzonko genialne, mogę polecić choć nie do kazdego rodzaju turystyki. Sprzęt swoje waży. Mimo iż nie jestem fanem Light&Fast i noszę starożytny plecak ze stelażem, zauważyłem ciężar. Dla trzech osób na biwak - coś piknego.
Niestety objawiła sie poważna wada. To nie był mój pierwszy ogień w życiu, wypróbowałem różne stosy, piece kopane, harcerskie piecyki z puszki, ale taki efekt poczułem pierwszy raz. Wkładanie patyczków od góry (mokre tylko tak daja się spalić) powoduje niezwykle trwałe uwędzenie palców. Wszystko za sprawą ciągu kominowego. Strumień gorącego powietrza i spalanie dalekie od całkowitego sprawiły, że w chwili pisania recenzji, pięć dni po pierwszym teście, wciąż trzy palce prawej dłoni mam intensywnie żółte i nie dają sie domyć. Cóż - jest to sprzęt survivalowy. Preperski - chciałoby się rzec, a w warunkach wyższej konieczności ważniejsze jest ugotowanie wody na tych pozbieranych po okolicy patyczkach niż żółte paluchy. Jak to skomentował kolega - „co Ty, palić zacząłeś? To chociaż coś z filtrem kupuj”.
Na zagotowanie litra wody przy -6 stopniach Celsjusza, zużyliśmy „garść” patyczków wielkości samego czajnika. Spokojnie da się na takim ładunku jednocześnie odgrzać jakieś jedzenie, ale dokładanie zużywającego się błyskawicznie opału wymaga wprawy, przytrzymywania, zdejmowania. Mimo to - fajny patent.
Zady i walety - lista subiektywna
Na plus:
- ciekawe rozwiązanie, mamy własny piec
- opalanie chrustem
- duża pojemność czajnika
- możliwość jednoczesnego gotowania wody i podgrzewania jakiegoś garnka
- obszyte skórą uchwyty pozwalają podnieść nawet gorący czajnik
- gwizdek
Ani na plus, ani na minus:
- cieżar - pamiętajmy jednak, że to nie jest zwykły litrowy czajnik ale kuchnia biwakowa
- jednoczesne gotowanie - jeśli zagotuje nam się woda, musimy przerwać gotowanie potrawy
Minus:
- wędzi paluchy. Cytat z kolegi: „Zostałeś testerem Extra Mocnych bez filtra?”
- skomplikowane dokładanie opału jeślichcemy użyć wszystkich możliwości urządzenia
- spożywa sporo opału i smoli - brak tzw. powietrza wtórnego
Czajniczek do odesłania spakowałem z żalem, trza sobie taki sprawić.