Fabryka Maszyn Dziwnych

Nie po to rodzimy się różni, żeby jeździć seryjnymi pojazdami.

To jest stara wersja strony!


Remont przyczepy kempingowej

Po czterch latach na działce, przyszedł czas na zmianę mieszkania. Nie potrafię wrócić na stałe do budynku, chociaż Fabryka Maszyn Dziwnych, jak każdy warsztat, znajduje się właśnie w budynku. Nieważne. Jesienią 2016 postanowiłem kupić przyczepę kempingową. Miał być Niewiadów 126 lub lepiej 131, ale po długich i dalekich poszukiwaniach, kupiłem dziwoląga od prawie sąsiada. Niewiadówka z powodu pewnego żartu miała się nazywać „Niedźwiedziówką”, więc zakupiony wóz otrzymał nazwę „Gawra”. Brzydka łokrutnie, niegdyś budka z kebabem, przerobiona przez poprzedniego właściciela na mobilny domek kempingowy, bo typową przyczepą nie jest. Jest bardzo pojemna, to po prostu mały pokój na kółkach. Zobaczcie sami - zdjęcie z października 2017. To ten prostopadłośnian po prawej:

Nietypowa konstrukcja

Spośród tysięcy przyczep kempingowych, ta jest wyjątkowa. Ma kształt pudełka, wnętrze wysokie na ponad dwa metry i szkielet ze stali. Fakt, parę kilo trzeba przyoszczędzić na bagażu, ale to nie jest wydmuszka na szkielecie z listewek, którą uszkodzimy na byle wyboju, tylko prawie budynek. Po obejrzeniu kilkudziesięciu przyczep, z których każda miała zgnite narożniki, ale tylko w części z nich było to w miarę sprytnie zamaskowane, tę miniaturkę hangaru kupiłem bez wahania.

Ponieważ przeprowadzki zalicza rzadko, wady takiej konstrukcji są zaniedbywalne, a zaleta w postaci sztywności i możliwości adaptacji rekompensuje tę nieco większą masę. Cóż, Masa Własna 510 kg, DMC (dopuszczalna masa całkowita) 740. Normalna przyczepa klasy 750kg, te 550 waży z meblami. Ta z wyposażeniem ważyła nieco więcej niż jej DMC, o czym dowiedziałem się nieco później, a przyczynę tej rozbieżności poznacie w czytając dalej.

Przez 16 lat u poprzedniego właściela Gawra stała w specjalnie dla niej wybudowanym garażu, raz w roku na dwa tygodnie wyjeżdżając. Kiedy ją kupiłem, 16 lat po remoncie, wnętrze było piękne, a kilka drobnych zacieków było zupełnie niegroźnych - tuba uszczelniacza dekarskiego, tydzień grzania w środku i po kłopocie na długo. Remont przeprowadzał poprzedni właściciel z teściem. Dwaj górnicy, co to nie dadzą sobie głupot wmawiać i sami najlepiej znają się na każdej dziedzinie, ze szczególnym uwzględnienem tej, o której istnineiu przed chwilą się dowiedzieli. „Trzmanie się DMC jest dla pedałów, meble mają być solidne”. Taką filozofię przyjęli panowie przebudowując wnętrze. Ponieważ nikt im nie będzie mówił, jak powinna być zbudowana przyczepa, popełnili karygodny błąd zawijając blachy poszycia pod ramę. W garażowanej przyczepie nie dawało to o sobie znać, poza małym zaciekiem w rogu, natomiast po dziewięciu miesiącach użytkowania przeze mnie pod chmurką, zaowocowało lekkim podcieknięciem ścian. Małe zacieki pojawiły się również w miejscach, gdzie ci dwaj artyści przebili ściny śrubami M8 na wylot, mocując łóżko i oczywiście nie uszczelniając… Cóż, trzeba budę wyremontować.

Prujemy

Rozebrałem meble. Ciężkie jak … jak coś bardzo ciężkiego. Sklejka 6, 8 albo 12mm (im większa powierzchnia tym grubiej), rury 20x20x2, wykładzina PVC 3mm. Na ścianach pilśnia 5mm. Koło zapasowe 23 kg, bo z oponą ciężarową. Drzwi z pełnej płyty - coś między typową paździerzówą a OSB. Musiały być z bardzo starej płyty, bo nie rozlatywały się w łapach i były ciężkie od kleju spajającego wióry. Materace z gęstej pianki poliuretanowej 12 cm, 125x196cm. Każde z pięter łóżka ważyło po 40 kg, do tego drabinka tak solidna, że przeżyła użycie jako trap pod samochodem terenowym. I pionowa konstrukcja łóżka, przykręcona do ścian wspomnianymi śrubami. Wszystko z solidnych materiałów, jak meble do wagonu kolejowego…

Na pierwszym zdjęciu „kapinosy” u dołu obrysu Gawry. Zrobiłem je w sierpniu 2017 z listew przypodłogowych PVC. Po zainstalowaniu listew problem podciekania pod ściny zniknął, ale co wsiąknęło to wyleźć nie chce. W rogach półmetrowe zacieki, wzdłuż podłogi po 20 cm. Wystarczyło jednak wywalić dolne 80 cm pilśni (z zapasem), dokładnie przesuszyć i uszczelnić poszycie zewnętrzne oraz wymienić dolne pół metra styropianu na nowy suchy. Szkielet drewniany byłby do częściowej wymiany po takiej przygodzie, a stalowy nawet nie zardzewiał, bo był pomalowany jakąś farbą. Podejrzewam, że „zorganizowaną” z kopalni, bardzo dobrą. Zacieki:

Górną część pilśni też wywalę, zastąpię drugą warstwą styropianu krytego czymś lekkim, może „remontówką” poza meblami i czymś odrobinę sztywniejszym wewnątrz mebli. Co z tego, że stracę po 6 cm z długości i szerokości, za to będzie 5 cm styropianu na ścianach :D