Czemu takie coś?
Duo był jednym z marzeń z dzieciństwa. Parkował taki koło przedszkola i zawsze z ciekawością do niego zaglądałem. Kiedy zainteresowałem się motoryzacją i odkryłem mikrosamochody, postanowiłem sobie sprawić takowy.
Głupszego się nie dało?
Tak, pojazd wydaje się zbiorem najbardziej kretyńskich rozwiązań, jakie dało się znaleźć. Nie wzięło się to jednak znikąd. Wschodnioniemieccy inżynierowie mieli trudne zadanie. W warunkach wiecznego niedoboru i planowanej centralnie gospodarki mieli zaprojektować i wdrożyć tani pojazd inwalidzki. Wybór części podyktowany był tym, co już produkowane. Duo dziedziczy błotniki, zawieszenie i lekko zmodyfikowany silnik motoroweru (skuter-dużo blach) Simsona Schwalbe. Szyba przednia z jakiegoś pociągu pasażerskiego, wycieraczka i bak z Trabanta. Pojazd miał umożliwiać jazdę osobom o niesprawnych nogach lub bez nogi, co pociąga za sobą kolejne nietypowe rozwiązania.
Na skutek powyższych (i dużej ilości piwa do bratwurstów) otrzymujemy jeździdło o następujących cechach:
- układ jezdny delta, z napędzanym tylko lewym kołem.
- Kierowca po lewej stronie. BARDZO po lewej stronie. Lewa dłoń na kierownicy wiecznie odmrożona
- przód z jednym kołem, skręcanym pośrednio przez drążek kierowniczy, który kompensuje też (ledwo) ruchy góra-dół kolumny kieorwniczej
- wspomniane ruchy kolumny wynikają ze sposobu hamowania. Zapierasz się plecami o oparcie i wciskasz kierownicę w przód. Nóg nie angażujesz. Przy okazji trzeba korygować skręt, bo hamowanie powoduje lekkie odbicie w lewo…
- Do tego dochodzi amortyzator skrętu zrealizowany za pomocą pętli z cięgła Bowdena. Wymyślone fajnie, ale linka napięta jest tylko w skrajnych położeniach, zacina się w pancerzu i jedyne, co można z tym zrobić, to zdjąć
- Przeraźliwie hałaśliwy dwusuw o pojemności 50cm3, z elektryką o pomijalnie małej mocy (motorower, kwestie rejestracji, ubezpieczeń, podatków drogowych). Silnik umieszczony w zasadzie wewnątrz kabiny, pojemność skromna, a kilogramów do ciągnięcia sporo, więc obroty wysokie.
- Półautomatyczna skrzynia biegów z odśrodkowym sprzęgłem. „Ja cierpię dolę”, jak to wyje przy starcie
- powietrze do chlodzenia silnika zasysane z kabiny przez gwiżdżącą kratkę
- BAK W KABINIE, utrudniający wsiadanie
- w kabinie oczywiście śmierdzi spalonym olejem, bo utrzymanie tego wszystkiego w stanie szczelnym jest ciężkim zadaniem, dla rencisty są ważniejsze sprawy niż zakup uszczelek
- spryskiwacz uruchamia się pociągając za „dzyndzel” na konsoli kierowcy. Jest to strzykawka ze sprężyną, przez dwa zawory zwrotne zasysająca płyn ze zbiornika
- Kabinę oryginalnie stanowi brezentowa opończa z „celofanowymi” oknami (matowieją, rysują się), więc widoczność jest tylko do przodu. Dodatkowy brezent z lewej strony i na kolana, ma chronić od zimnego wiatru
- stelaż kabiny (zwany kąśliwie klatką bezpieczeństwa) ze stalowego pręta fi6, więc wszystko łopocze na wietrze
- drewniana podłoga
Jak tu takiego nie chcieć?
Czemu nie uczynili symetrycznej, odwróconej delty z jednym napędzanym kołem tylnym (jak Oskar/Velorex) nie mam pojęcia. Ale dzięki temu mamy takie koromysło.
Mój egzemplarz
Akurat blisko i w miarę tanio trafiło się takie DUO, więc pojechaliśmy z bratem kupić to dziwadło. Zabudowane przez starszego pana sztywną budą, z szybami z plexi przykręcanymi na wystające do wnętrza blachowkręty, z zamkiem łazienkowym w drzwiach i masą „pijackich patentów”, po dłuższym grzebaniu odpaliło. kilkanaście km przejechało o własnych siłach, potem rozpoczęła się droga na uwięzi.
Brat na motocyklu z wózkiem bocznym, holował mnie w tym wehikule spod Lublińca do Mysłowic, sprzęt stanął na prawie rok pod plandeką. Z początku to brat był holowany, ale ze względy na nietypowy układ hamulcowy, na pierwszym skrzyżowaniu przywalił w mój motocykl wyginając błotnik DUO.
W trakcie podróży dostał przydomek „tramwaj”. Hałas w środku jak w rozklekotanym tramwaju, nawet na holu wymagał zatyczek. W dodatku z prowadzeniem „jak po szynach” nie miał nic wspólnego, ale o tym niżej.
Przebudowa
Na temat wiekowych właścicieli tych pojazdów, pomysłów na przebudowę, usprawnienie i budowę kabin można by napisać książkę. Z pojazdów powojennych to chyba jedyny tak często rekarosowany. Często techniką podobną do budowy działkowych altan. Armagiedon. Mój też został skarosowany przez dziadka-artystę-fantastę.
Kabina była w zasadzie pułapką, w dodatku ciasną, z masą pijackich patentów.
Pojazd miał ramę, zawieszenie, przednią ścianę i papiery i to się liczyło. Reszta elementów zaliczyła kasację.
Plany i rozmyślania
Pierwszym i oczywistym planem było wywalenie dwusuwa i wstawienie czegoś czterosuwowego. Kombinowałem nad symetrycznym napędem na oba tylne kola, z dyferencjałem, drzwiami z obu stron i silnikiem w tunelu, ale z braku czasu projekt umarł. Dyfer leży i czeka na lepsze czasy.
Do wyboru był silnik z Hondy CUB (podróba) lub Hondy CG125 (też podróba). Drugi jednak okazał się za duży. Szkoda, bo ma 5 biegów i 100W alternator. Wybór padł na 50-kę (no dobra, 70-kę) z CUB-a. Ma poziomy cylinder, więc nie trzeba było przerabiać rury nad silnikiem. Jedynej cześci konstrukcji, dzięki której DUo nie skłąda się w pół pod ciężarem kierowcy. Silnik CUB waży 19 a nie 34 kilogramy (jak CG) a to jeszcze ważniejsze niż owa rura, którą dało by się przebudować. Generator ciągu w DUO jest umieszczony na lewo od trójkąta utworzonego między punktami styku kół z podłożem. Każdy kilogram umieszczony poza tym trójkątem, szczególnie umieszczony niesymetrycznie, zwiększa podatność pojazdu na wywrotkę. 15 kilo to naprawdę dużo.
Na koniec pojazd zostanie rekarosowany (kabina sztywna), ale z uwzględnieniem widoczności na zewnątrz, mojego wzrostu i bez pułapek w stylu blachowkrętów celujących w skroń czy bark. Bak umieszczę w prawym błotniku. Błotniki DUO są podwójne, pod zewnętrznym jest sporo miejsca. Lewy jest zajęty przez system cięgien hamulców i elektrykę.
Początek, pierwszy tydzień robót
Zacząłem od zdjęcia tej „żelaznej dziewicy” najeżonej wkrętami, ostrymi krawędziami kątowników i innymi pułapkami zwanej dla hecy kabiną. Po obcięciu ostrzejszych krawędzi trafiła za garaż i służy jako daszek nad składzikiem drewna. Poprzedni właściciel do wielkoludów nie należał, więc nie mogłem wsiąść wyprostowany.
Sporo elementów jest z chińskich motocykli i motorowerów. Zbiór na coś się przydał. Heble zgodne z Suzuki GN, aluminiowe koła nie będą się giąć. Opony na razie „jakie były”, docelowo równe.
Hebel przedni oryginalny. Docelowo hydrauliczny uruchamiany prawą klamką:
Kierownicę przesunąłem w prawo, żeby trochę wyrównać środek ciężkości:
Przebudowałem też odbojniki i drążek kierowniczy:
Elektryka zaprojektowana od nowa. Przełączniki oraz kolorystyka kabli z Hond różnych:
Silnik 50cm3, czterosuwowy, cztery biegi w nietypowym jak na motocykl układzie 0-1-2-3-4:
Zmieniacz biegów nożny, jak w motocyklu, biegi „wszystkie w górę”:
I widok ogólny sprzęta w trakcie przebudowy. Genialny jest system stabilizacji tylnych wahaczy, żeby ich nie „skręciło”. Widoczne za kanapą dwa drążki stabilizują górne punkty błotników w osi prostopadłej do kierunku jazdy (przez widoczne nad prawym błotnikiem widełki dodatkowe), a dodatkowy pręt na poziomie wahaczy (brak na foto) zapobiega odgięciu ich w bok. Dzięki temu koła są zawsze w pionie, również w zakręcie. Inaczej podwozie po prostu by się złamało. Pręt często niedoceniany, demontowany w ramach budowy bagażnika pod kanapą. Jego brak mści się problemami z tylnym zawieszeniem.